- Nie twarz, tylko nie w moją piękną twarz!
- Było... trzymać... swoje... wstrętne... łapy... z... dala... od... mojej... córki!- Po każdym słowie następowało uderzenie.
- Geralt, cepie jeden, ratuj!
- No moze jeszcze chwilę poczekam, popatrzę.
- Au!!! Co pani?!- W tej chwili kobieta zamachnęła się i Jaskier uderzył się głową ścianę po wyjątkowo mocnym uderzeniu.
- No, to cię nauczy zachowywać się jak trzeba.
Tłum zaczął się rozchodzić, więc Geralt wziął Jaskra na ręce i zaniósł do siebie. Wyjął fioletowy eliksir i umoczył w nim czystą szmatkę.
- Masz, przyłóż to sobie do czoła, od razu będzie ci lepiej.
- O nie, ja już wiem, jak działają te twoje mikstury. Wolę nie ryzykować.
- Nie bądź dzieckiem, jak nie chcesz to cię zmuszę.
- Nie odważysz się.- Geralt wyciągnął w jego stronę rękę i Jaskier znieruchomiał, jedynie jego oczy miotały błyskawice. Wiedźmin położył go na łóżku i przyłożył mu szmatkę na czoło. Bard odetchnął głęboko z zadowolenia i spojrzał wyczekująco na przyjaciela. Ten znowu wyciągnął rękę i zwolnił paraliż.
- Dzięki, ale więcej tego nie rób.
- Teraz się kładź i śpij. A jak nie...
- No dobrze, już dobrze, idę.
Geralt wyszedł z pokoju, po czym udał się do księcia. Ten przechadzał się po ogrodzie i wąchał róże, z czego po cichu śmiali się strażnicy.
- Panie, nie znalazłem śladów potwora w Arkadii.
- Ależ jestem pewny, że w tych murach czai się niebezpieczeństwo. Pozwól ze mną.
Udali się do pałacu, a następnie kręconymi schodami do jednej z wież. Na samym szczycie znajdowały się masywne miedziane drzwi z wielką kłódką.
- Słyszysz? Ten człowiek został ugryziony przez bestię zeszłej pełni. Następna będzie za cztery dni.
Zza drzwi dobiegały jęki, drapania, oraz warczenie, które nie było ani zwierzęce, ani ludzkie.
- Panie, to jest...
- Wilkołak.- Książę Arkadii nie wydawał się tym specjalnie poruszony.