Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 25 kwietnia 2013

kocie oczy


 Dostał obietnicę zapłaty, to jest najważniejsze. Żołądek zaczął domagać się o swoje prawa. Wyjął z juków ostatnią bułkę i starał się jeść ją jak najwolniej, aby oszukać głód. Wyjechał z miasta i zaczął przyglądać się śladom pazurówna bramie i kamiennym murze. Zmierzchało już, ale jego na wpół kocie źrenice pozwalały na widzenie przy bardzo małej ilości światła. Przesunął delikatnie opuszkami palców po zadrapaniach. Coś mu się nie zgadzało. Zamknął oczy.

Siedział w ciasnym, ciemnym pomieszczeniu i czytał grubą księgę. Szło mu to opornie, bo jeszcze nie przyzwyczaił się do nowego wzroku. Dopiero wczoraj wypuścili go z lochu, gdzie przechodził transformację. Dwa dni krzyczał z bólu, trzeciego był w stanie się powstrzymać, zaciskał tylko dłonie, aż pękała mu skóra. Dzięki zmianom wywołanym eliksirami dzisiaj miał tylko kilka blizn na nadgarstkach, po których niedługo nie będzie śladu. Ale wspomnienia pozostaną na zawsze. Na szczęście to był już ostatni raz, jego ciało i umysł zostały ukształtowane tak, że pozwolą mu na wypełnienie misji.
- Geralt, masz dwie minuty. Potem wchodzę i masz mi wyrecytować tekst o wivernie.- Coen zawołał zza drzwi. Geralt wyrwał się z zamyślenia i zaczął czytać o wiele szybciej.
- No, umiesz już?- Coen otworzył drzwi, a jaskrawe światło sprawiło, że Geralt instynktownie zasłonił oczy rękami. Mimo to czuł pulsujący ból w skroniach.
- Wybacz, zapomniałem. Jak się czujesz, białowłosy?- Wiedźmini nazywali tak Geralta, bo skutkiem ubocznym jego pierwszej przemiany była zmiana koloru włosów.
- Nie mogę się skupić, ale jest poprawa.
- Z czasem będzie coraz lepiej. No, mów.
- Wiverna to stworzenie mające około metr wysokości i cztery długości. Z wygląda przypomina jaszczurkę, jednak stoi na tylnych nogach. Przednie kończyny są przekształcone w skrzydła, lecz nie wiadomo, do czego służą, gdyż wiverna jest za ciężka, aby latać. Czaszka jest twarda i wydłużona, w szczęce znajdują się dwa rzędy cienkich zębów. Charakterystyczną cechą wiverny jest wachlarz kolców na grzbiecie i rozwidlony ogon co pozwala odróżnić ją od małego bazyliszka ludowego. Słynie z mściwości i dobrej pamięci. Ma bardzo twarde kości, więc przed zabiciem należy ją unieruchomić, a następnie przebić gardło.
- No dobrze. Jeśli chcesz, możesz wyjść po zmroku. Ale uważaj na siebie.- Coen wyszedł, tym razem bardzo ostrożnie i zasłaniajac światło.

Otworzył oczy. To było takie oczywiste, że zaśmiał się z siebie w duchu. Wiverna ma metr wysokości! A on się nawet nie schylił, bo ślady były na wysokości jego rąk. Ale ktoś widział bestię.A więc, to musi być bazyliszek.

Plotki okazały się być prawdziwe. W okolicy rzeki Rasteny jest smok. A ona musi go mieć. Wyrusza o świcie.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Ziółka


Będę bardzo wdzięczna za komentarze, pokażcie, że ktoś to czyta!!!
--------------------------------------------------------------------------------------------------

Popołudniowe słońce odbijało się w rozecie nad drzwiami ratusza sprawiając, że wyglądała jak gwiazda strącona z niebieskiego korowodu. Podkowy cicho stukały o bruk. Zgiełk miasta szybko cichnął, jak gość który zdał sobie sprawę, że nie jest gdzieś mile widziany. Geralta zdziwił nieco brak strażników przy drzwiach. Popchnął je, lecz były zamknięte.
- Pomóc może?- Mężczyzna, który do niego podszedł miał pokaźne mięśnie rzucające się w oczy. Jego dłonie były nieproporcjonalnie duże i szorstkie, przyzwyczajone do ciężkiej, fizycznej pracy. Te przymioty odwracały uwagę od inteligentnego spojrzenia, lecz wiedźmin nie dał się zwieżć pozorom.
- Szukam pracy.- przy tych słowach wyciągnął swój srebrny medalion przedstawiający głowę wilka.
- Panie, książę ukrywa sie w zamku poza miastem, ale jeśli chodzi o robotę, to trzeba do namiestnika.- mężczyzna nagle stał sie pokorniejszy.
- Prowadź dobry człowieku.
Podążyli w stronę Placu Ratuszowego, teraz zupełnie pustego, a potem skręcii w prawo. Po chwili zobaczyli drewniany dom różniący ię od innych jedynie tym, że był nieco większy.
- Czemu książę się ukrywa?
- Panie, słyszałem plotki, że ta bestia, co po nocy łazi, to na niego poluje. I dlatego teraz siedzi sobie za murami, a cały problem zwalił na namiestnika. Ale to tylko słyszałem.- spojrzał na Geralta niepewnie, jakby się bał, że powiedział o dwa słowa za dużo.
Skromnie odziana służąca wyszła do nich, i bez słowa zaprowadziła do ogrodu, gdzie namiestnik pił jakieś zioła. Geralt lekko się ukłonił.
- Panie, jestem Geralt z Riwii, wiedźmin.
- Dzięki niebiosom! Riwijczyku, Haseryn jest nękany przez wivernę, zginęły już cztery osoby, w tym półroczne dziecko z matką... Błagam cię, zabij tę bęstię, a książę cię sowicie wynagrodzi!- w jego oczach Geralt dostrzegł rozpacz graniczącą z szaleństwem. A granicę tę łatwo przekroczyć.
- Panie, zajmę sie tym. Czy wiverna grasuje tylko nocą?- Nie dostał odpowiedzi. Namiestnik zaczął się trząść,a oczy zaszły mu krwią. Służąca stała oniemiała, patrząc na ciało przeszywane konwulsjami. Geralt również nie ruszał się z miejsca, wiedział aż za dobrze, co się stało. Namiestnik został otruty, nie było sensu próbować mu pomóc. Padł na ziemię, jego twarz skrzywiła się z bólu, Lecz krzyk uwiązł mu w gardle. Wiedźmin niewzruszony wziął Płotkę za uzdę i wyszedł z miasta, myśląc wyłącznie o zadaniu.

Nie mogła sie na niczym skupić, co chwilę spoglądała przez okno wycodzące na zachód. Tędy przybył z umierającym Jaskrem, tędy odszedł zabijając jej serce. Nie, nie tęskniła, przecież to nie mogło się udać. On nie ma ludzkich uczuć. To mutant, potwór niewiele różniący się od tych, które tępi. Tylko czemu nie mogła o nim zapomnieć?

niedziela, 21 kwietnia 2013

Wyjaśnienia

Na prośbę Ami dodam kilka informacji dla niezorientowanych, o co chodzi w Wiedźminie. Akcja osadzona jest w średniowieczu, w świecie pełnym magii, potworów i niezwykłych stworzeń. Geralt z Riwii to wiedźmin, zajmuje się zabijaniem potworów za pieniądze. Jako niemowlę został podrzucony do bram Siedliszcza, szkoły i zimowej siedziby wiedźminów, gdzie dorósł i został poddany działaniu eliksirów zmieniającym go w mutanta. Przyjaźni się z bardem Jaskrem, któremu uratował kiedyś życie, i jest zakochany w czarodziejce Yennefer. Imperium Czarnego Kruka to zmieniona nazwa potężnego kraju, który podbijał kolejne ludy, a Cintra to państwo graniczne, symbol wolności. Jeżeli chodzi o wivernę, to jej opis będzie w którymś z kolejnych rozdziałów. Jakby coś było jeszcze niejasne, to proszę pisać w komentarzach, postaram się wyjaśnić.

sobota, 20 kwietnia 2013

Earne


Mury miasta jednoznacznie wskazywały na to, że potrzebuje ono pomocy. Dębowa brama nosiła ślady pazurów, a strażnicy mieli miny, jakby szli nie na wartę, ale szafot. Gdy Geralt wszedł do środka, uderzył go kontrast. Na Placu Ratuszowym trwał jarmark, kuglarze grali w karty, trubadurowie śpiewali skoczne ballady a kupcy zachwalali swoje towary. Sprzedawano wiklinowe kosze, przyprawy, tkaniny i ozdoby. Geralt podszedł do kobiety siedzącej przy jedynym straganie, wokół którego nie kręcili się ludzie. Jej twarz była niewidoczna w cieniu granatowego kaptura. Gdy się zbliżył, podniosła głowę i wiedźmin zobaczył swoje odbicie w jej oczach. Były błyszczące, przywoziły na myśl kolor jeziora przed burzą, gdy w powietrzu czuć nadchodzące grzmoty. Uśmiechnęła sie do niego i zsunęła z głowy pelerynę. Elfka.
- Biały Wilku, czy to północne wiatry przyprowadziły cię z to ustronie?- Geralt bardzo szanował elfy, ale zawsze denerwował go ich sposób wysławiania. Poza tym, ludnego miasta nie nazwałby ustroniem, ale wiedział, że kłócenie się z nimi nie ma sensu.
- Jestem tu w sprawie pracy. Ale ciebie się tu nie spodziewałem, Earne. Co tu robisz?
- Nastały ciężkie czasy dla mej rasy, Imperium Czarnego Kruka zabiera coraz więej ziemi Wolnym Ludom Południa. Nie mogli sie bronić, było stu na jednego.- Zdziwiła go nagła zmiana tonu.
- Słyszałem o tym. Wątpię jednak, żeby odważyli się zaatakować cintrę. Królowa Calanthe jest silna i mądra.
- Lwica z Północy ma wiele twarzy. Scieżki losu są nieodkryte, zasnuwa je szmaragdowa mgła tajemnicy, jak śpiewał słynny bard Jaskier.
- Znasz Jaskra?
- Niedawno był na dworze księcia, lecz teraz ma zakaz wstępu do miasta. Książęca drużyna ma prawo zaprowadzić go prosto do kata, jeżeli spotka go tutaj.- Lekko się uśmiechnęła do swoich myśli.
- Co takiego zrobił?- Geralt zapytał z grzeczności, bo elfy lubią wiedziec więcej od innych. Tak naprawdę dobrze znał skłonności księcia do bogatych dam...
- Światło tej wiedzy nie spłynęło na mój umysł. Lecz gdy już coś zarobisz, to wstąp do mnie. Sprzedaję najlepsze zioła i napary po tej stronie Gór Białych Paproci.- Nagle zmieniła temat, aby zamaskować swoją niewiedzę. Typowe.
Pożegnał się i prowadząc Płotkę za uzdę ruszył w stronę ratusza starając się nie domyślać, co zrobił Jaskier.

piątek, 19 kwietnia 2013

Koniec i początek


Hej wszystkim, właśnie zaczynam pisać wiedźmiński blog. Nie mam doświadczenia, więc proszę, bądźcie wyrozumiali. Komentarze mile widziane.  
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Yennefer siedziała skulona pod ścianą swojej wieży w Vangenbergu. Trzymała twarz w dłoniach. Nie miała siły płakać. Jak mógł ja zostawić? Odejść bez słowa? Skoro tak, to nic dla niej nie znaczy! Nie ma dla niej znaczenia fakt, że jest wiedźminem. Jest wściekła.

Było mu ciężko na sercu. Nawet jego kobyłka Płotka szła smętnie noga za nogą, jakby wyczuwając jego nastrój. Zastanawiał się, czy dobrze zrobił. W Siedlisku uczono go, że nie powinien angażować się w związki. Wiedźmini to mutanty, mają swoja misję i tylko na niej powinni się skupiać. Ale Yennefer... odchodząc zdał sobie sprawę, jak bardzo jest z czarodziejką związany. Ale już nie wróci. Ona na pewno go nienawidzi, a on wiedział, do czego jest zdolna. Odwrócił się w stronę zachodzącego słońca, którego złote błyski odbijały się w klindze jego pokrytego runami miecza. Rzucił ostatnie spojrzenie na Vangenberg i zacisnął powieki. Odchodził. Już na zawsze.

- Geralt!-Trubadur podniósł się znad kufla z piwem.- Kopę lat cię nie widziałem! Gdzie się podziewałeś?
- Nie drzyj mordy Jaskier. Pracowałem.
- Taa, mnie nie oszukasz. Ale jak chcesz, jesteś obrażony na starego przyjaciela, to twoja sprawa.
- Nie jestem na ciebie obrażony. Mam zły dzień. 
- Na dobry humor najlepsze jest mocne krasnoludzkie piwo. Hej, Kachna! Daj no tu kufel!- Gdy kelnerka podeszła, uśmiechnął się do niej łobuzersko, a ona się lekko zaczerwieniła.- Masz, pij.
- Dzięki. Ale mi je stawiasz, bo nie mam grosza przy duszy. Muszę znaleźć robotę. Nie słyszałeś może o jakimś potworku w okolicy?
- Dwa dni temu byłem w Haserynie, tamtejszy książę coś wspominał o wivernie. Porządny gość, dobrze płacił.
- To czemu u niego nie śpiewasz swoich ballad?
- Eeee... małe nieporozumienie. No, na mnie czas. Wybierasz się do Haserynu?
- Jak tylko odetchnę. Wiverny to cwane bestie. Idę spać.
 Przez okno gospody widział gwiazdy. Płonący tygrys stał już wysoko, a on nie mógł spać. Myślał o niej, o jej smukłych ramionach, kpiącym uśmiechu, czarnych oczach...

Nie wytrzymała. Płakała.