Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 15 lipca 2013

Bestia

 Geralta zmroziło. Rozejrzał się jeszcze raz, lecz tym razem cienie już były. Chociaż miejsce nadal było dziwne. Szybkim krokiem wrócił do swojej komnaty w zamku i wyjął spod łóżka kuferek z eliksirami. Wziął największy flakonik wypełniony przezroczystym płynem i pociągnął zdrowy łyk, po czym Postanowił zobaczyć, co robi Jaskier. Gdy zbliżył się do placu drogę zagrodził mu tłum śmiejących się i krzyczących ludzi. Przepchnął się i stanął jak wryty. Jego przyjaciel opierał się o ścianę jakiegoś budynku, rzucał przerażone spojrzenia na wszystkie strony. Machał przy tym rękami jak opętany i starał się zasłaniać, lecz mu to nie wychodziło. Raz po raz otrzymywał potężny cios patelnią od wściekłej kobiety w chustce na głowie.
- Nie twarz, tylko nie w moją piękną twarz!
- Było... trzymać... swoje... wstrętne... łapy... z... dala... od... mojej... córki!- Po każdym słowie następowało uderzenie.
- Geralt, cepie jeden, ratuj!
- No moze jeszcze chwilę poczekam, popatrzę.
- Au!!! Co pani?!- W tej chwili kobieta zamachnęła się i Jaskier uderzył się głową ścianę po wyjątkowo mocnym uderzeniu.
- No, to cię nauczy zachowywać się jak trzeba.
Tłum zaczął się rozchodzić, więc Geralt wziął Jaskra na ręce i zaniósł do siebie. Wyjął fioletowy eliksir i umoczył w nim czystą szmatkę.
- Masz, przyłóż to sobie do czoła, od razu będzie ci lepiej.
- O nie, ja już wiem, jak działają te twoje mikstury. Wolę nie ryzykować.
- Nie bądź dzieckiem, jak nie chcesz to cię zmuszę.
- Nie odważysz się.- Geralt wyciągnął w jego stronę rękę i Jaskier znieruchomiał, jedynie jego oczy miotały błyskawice. Wiedźmin położył go na łóżku i przyłożył mu szmatkę na czoło. Bard odetchnął głęboko z zadowolenia i spojrzał wyczekująco na przyjaciela. Ten znowu wyciągnął rękę i zwolnił paraliż.
- Dzięki, ale więcej tego nie rób.
- Teraz się kładź i śpij. A jak nie...
- No dobrze, już dobrze, idę.
Geralt wyszedł z pokoju, po czym udał się do księcia. Ten przechadzał się po ogrodzie i wąchał róże, z czego po cichu śmiali się strażnicy.
- Panie, nie znalazłem śladów potwora w Arkadii.
- Ależ jestem pewny, że w tych murach czai się niebezpieczeństwo. Pozwól ze mną.
Udali się do pałacu, a następnie kręconymi schodami do jednej z wież. Na samym szczycie znajdowały się masywne miedziane drzwi z wielką kłódką.
- Słyszysz? Ten człowiek został ugryziony przez bestię zeszłej pełni. Następna będzie za cztery dni.
Zza drzwi dobiegały jęki, drapania, oraz warczenie, które nie było ani zwierzęce, ani ludzkie.
- Panie, to jest...
- Wilkołak.- Książę Arkadii nie wydawał się tym specjalnie poruszony.