Weszli po schodach do wielkiego pałacu z wieloma basztami i wieżyczkami. Wszystko tu było zrobione z najczystszego białego marmuru, nawet mur wokół zamku, który nie zatrzymały żadnego wroga, oraz posągi wyglądające, jakby miały zaraz wstać ze swoich cokołów. W wysokich oknach znajdowały się witraże przedstawiające rajskie zwierzęta rośliny. Wszystko tutaj było takie piękne, takie idealne, że Geraltowi aż ciężko było uwierzyć, że prawdziwe. Rycerze zatrzymali się przed gobelinem z wizerunkiem króla wyciągającego miecz ze skały. Jaskier przybrał minę człowieka kulturalnego, a Geralt poprawił opaskę podtrzymującą jego śnieżnobiałe włosy. Jednocześnie przekroczyli próg i znaleźli się w komnacie z bursztynu, na której ścianach jakiś artysta ułozył misterne wzory ze szmaragdów. Jedynym meblem był ogromny złoty tron nakryty jedwabnym materiałem. Po chwili dostojnym krokiem wszedł książę i usiadł. Uklęknęli.
- Witaj waleczny Biały Wilku. Nieba przychyliły się ku mym prośbom. Serce me bowiem przyćmiewa troska, me królestwo atakowane jest bowiem przez bestię zmiennokształtną, z płonącymi oczami i szponami ze spiżu...
Jaskier spojrzał na Geralta znacząco, dając wyraźnie do zrozumienia, co myśli o władcy Arkadii.
- A więc, czy zechcesz pozbyć się mego utrapienia i przywrócić spokój i harmonię Arkadii?
- Tak, panie. Kiedy mam zacząć?
- Och, kiedy tylko zechcesz, możesz tu zostać do tego czasu.
Piętnaście minut później Jaskier śpiewał swoją balladę damom dworu, a Geralt przechadzał się po grodzie. Szukał śladów ataków potwora, rannych czy jakichkolwiek zniszczeń, ale nie znalazł. Nadal było tu perfekcyjnie, lecz dręczyło go uczucie, że coś tu nie gra. Kwiaty miały zbyt żywe kolory, ludzie byli zbyt uśmiechnięci, rycerze za eleganccy, a domy zbyt czyste. Wszystko tu było takie chorobliwie perfekcyjne. Ale cóż, trzeba się skupić na pracy. Tylko wciąż coś było nie tak. spojrzał na niebo. Słońce chyliło się powoli ku zachodowi. Przeniósł spojrzenie na idealnie czysty bruk. I zauważył, co jest nie tak. Tu nie ma cieni.
Łączna liczba wyświetleń
czwartek, 27 czerwca 2013
piątek, 7 czerwca 2013
Ogłoszenie
Rozmawiali długo, nie obyło się bez przykrych słów, lecz doszli w końcu do zgody. To już nie ma sensu. Oni należą do innych światów, które nie mają prawa się spotkać. Więc odchodzą, lecz tym razem oboje. Uścisnęli sobie ręce i odjechali w przeciwne strony. Tak, tak będzie lepiej dla wszystkich. oboje jednak czuli, że blizny na ich sercach nie zagoją się nigdy.
Geralt znalazł Jaskra opartego o pień drzewa i brzdąkającego na swojej lutni.
- A gdzie jest..?
- Daleko stąd. I obyśmy się nigdy nie spotkali.
- Przecież ty sam się oszukujesz, i dobrze o tym wiesz.
- To nie twoja sprawa. Zostaw mnie w spokoju. - Po tych słowach zawrócił na drogę i odjechał stępa.
- Co za inteligentna odpowiedź. Ale dobra, poczekam, aż ci trochę przejdzie, i wtedy sobie pogadamy. - Bard wskoczył na siodło i zaczął gonić Geralta. - Hej, zaczekaj! Gdzie jedziesz?
- Szukam roboty, a ty rób co chcesz.
- To jadę z tobą, a po drodze wstąpimy na jakiś dwór. Zaśpiewam tam moją balladę o ognistej bestii i mężnym rycerzu w srebrnej zbroi na karym rumaku. Potrzebuję jeszcze tylko damy serca, którą będzie mógł czcić i wielbić.
Geralt przestał słuchać jego paplaniny. Dojechali właśnie do rozstaju dróg, gdzie stał słup z ogłoszeniami. W większości były to listy gończe, lecz jeden z pergaminów się wyróżniał. znajdował się na nim dość nieporadny rysunek czarnego, kudłatego stworzenia z czerwonymi oczami i obietnica nagrody za pozbycie się go. Tak. To jego świat. Oczy zaczęły mu się błyszczeć, a jasny cel pozwolił odpocząć myślom.
- Jaskier, mam potwora. - Spiął konia ostrogami i pojechał w prawo.
Gród był otoczony mocną palisadą z kamienia i drewna, w której były żelazne wrota z wizerunkami gryfów. Przy utwardzonych ulicach stały zadbane domy z gankami pełnymi kwiatów. Ludzie byli uśmiechnięci, i co dziwne, nigdzie nie widać było żebraków, ktorych zwykle w miastach pełno. Jaskier posyłał łobuzerskie spojrzenia do młodych dziewcząt, które reagowały na to chichotem. Jedna z nich rzuciła mu dorodne jabłko, a inna kwiat narcyza. Na placu przed zamkiem nie było pręgieża, ani szubienicy, lecz ozdobna fontanna przedstawiająca gryfa. Na spotkanie przybyszów wyszło dwóch rycerzy w czerwonych pelerynach i ze złotymi pasami. Spojrzeli na przewieszony przez plecy miecz Geralta i ze zrozumieniem kiwnęli głowami.
- Waleczny Geralcie z Riwii, książę Arkadii prosi cię i twego przyjaciela do siebie.
Ruszyli.
Geralt znalazł Jaskra opartego o pień drzewa i brzdąkającego na swojej lutni.
- A gdzie jest..?
- Daleko stąd. I obyśmy się nigdy nie spotkali.
- Przecież ty sam się oszukujesz, i dobrze o tym wiesz.
- To nie twoja sprawa. Zostaw mnie w spokoju. - Po tych słowach zawrócił na drogę i odjechał stępa.
- Co za inteligentna odpowiedź. Ale dobra, poczekam, aż ci trochę przejdzie, i wtedy sobie pogadamy. - Bard wskoczył na siodło i zaczął gonić Geralta. - Hej, zaczekaj! Gdzie jedziesz?
- Szukam roboty, a ty rób co chcesz.
- To jadę z tobą, a po drodze wstąpimy na jakiś dwór. Zaśpiewam tam moją balladę o ognistej bestii i mężnym rycerzu w srebrnej zbroi na karym rumaku. Potrzebuję jeszcze tylko damy serca, którą będzie mógł czcić i wielbić.
Geralt przestał słuchać jego paplaniny. Dojechali właśnie do rozstaju dróg, gdzie stał słup z ogłoszeniami. W większości były to listy gończe, lecz jeden z pergaminów się wyróżniał. znajdował się na nim dość nieporadny rysunek czarnego, kudłatego stworzenia z czerwonymi oczami i obietnica nagrody za pozbycie się go. Tak. To jego świat. Oczy zaczęły mu się błyszczeć, a jasny cel pozwolił odpocząć myślom.
- Jaskier, mam potwora. - Spiął konia ostrogami i pojechał w prawo.
Gród był otoczony mocną palisadą z kamienia i drewna, w której były żelazne wrota z wizerunkami gryfów. Przy utwardzonych ulicach stały zadbane domy z gankami pełnymi kwiatów. Ludzie byli uśmiechnięci, i co dziwne, nigdzie nie widać było żebraków, ktorych zwykle w miastach pełno. Jaskier posyłał łobuzerskie spojrzenia do młodych dziewcząt, które reagowały na to chichotem. Jedna z nich rzuciła mu dorodne jabłko, a inna kwiat narcyza. Na placu przed zamkiem nie było pręgieża, ani szubienicy, lecz ozdobna fontanna przedstawiająca gryfa. Na spotkanie przybyszów wyszło dwóch rycerzy w czerwonych pelerynach i ze złotymi pasami. Spojrzeli na przewieszony przez plecy miecz Geralta i ze zrozumieniem kiwnęli głowami.
- Waleczny Geralcie z Riwii, książę Arkadii prosi cię i twego przyjaciela do siebie.
Ruszyli.
Subskrybuj:
Posty (Atom)