Łączna liczba wyświetleń

sobota, 28 września 2013

pełnia

Szybko. Eliksiry. Miecze. Rękawice ze srebrnymi ćwiekami. Łańcuch. Sztylety. Kolce. Wszystko musi być gotowe. Na walkę z bestią. Geralt nie lubił walczyć z wilkołakami. Przecież to są nadal ludzie. Przynajmniej po części. Walka z wilkołakami napawała go wstrętem do samego siebie, nienawidził kodeksu, nienawidził klątwy, a najbardziej z tego nienawidził oczekiwania. Bo to było najgorsze. To uczucie, gdy eliksiry powoli usidlają jego zmysły, niepewność, czy jeszcze zobaczy słońce, czy wróci. Ale w sumie, gdzie miałby wracać? Do Kaer Morhen, ponurego zamku otoczonego murem z kości jego braci? Do kogo? Nie miał rodziny. Do Yennefer? To zakończony epizod jego długiego życia. Nie, teraz musi się skupić, czeka go starcie z potworem. Trawy wypaliły z niego emocje, on się nad sobą nie użala. Nie tęskni.
Wypił starannie odmierzoną ilość eliksiru. Jego źrenice zamieniły się w szparki, jak u kota, skóra stała się prawie tak blada jak jego włosy, wyczulone zmysły jeszcze bardziej się wyostrzyły. Wstał i wyszedł na ulicę. Domy były ciche, zamknięte i obwieszone czosnkiem. Geralt uśmiechnął się z politowaniem na te ludowe przesądy, równie dobrze można przyczepiać na framugach spleśniałą kapustę. Zaczął krążyć po ulicach wcale się nie kryjąc. Czuł, jak adrenalina wspomaga działanie eliksirów czyniąc z niego maszynę do zabijania.
Ze strony placu rozległo się przeciągłe, rozpaczliwe wycie. Bestia była wściekła, jej żółte, przekrwione oczy utkwiła w wiedźminie. Skoczyła. Geralt był przygotowany, odskoczył. W następnej sekundzie ściskał oburącz srebrny miecz pokryty runami w Starszej Mowie. Odebrał energię kolejnego uderzenia, zrobił półpiruet i zaatakował. Ciął na odlew w ramię. Bestia zawyła z bólu i rzuciła się na niego, wytrącając mu miecz z ręki. Wbiła mu pazury między żebra, ale w ferworze walki on nawet tego nie zauważył, uderzył pięścią w rękawicy między oczy. Podciął nogi przeciwnika zwalając go na ziemię. Złożył palce w znak Aard i wymierzył w potwora. Wilkołak uderzył w ścianę domu. Geralt doskoczył i wyciągnął sztylet z cholewy buta. Wymierzył w serce. Pchnął. Potwór zaczął się zmieniać, przybierać ludzkie kształty. Tylko oczy pozostały wilcze. Przepełnione żądzą krwi.
Świtem poszedł do zamku spotkać się z księciem. Przez plecy miał przerzucony worek. Był opatrzony, ale nadal się krzywił. Eliksiry przetały działać, więc był przemęczony i rozdrażniony. Władca zajrzał do worka z obrzydzeniem po czym kazał straży to spalić. Zapłacił nie pytając o nic i pożegnał się. Zbyt szybko, pomyślał Geralt. Wyszedł i udał się do Jaskra. Nie było go, więc Geralt mógł iść spać. Pewnie jest u którejś z tak zwanych "przyjaciółek", pomyślał wiedźmin z rozbawieniem, zamykając oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz