Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 września 2013

podstęp

Jaskier wrócił ledwo trzymając się na nogach. Ledwo zarejestrował fakt, że jego przyjaciel już wrócił i śpi jak zabity. Sam padł na posłanie ze słomy i przestał myśleć o czymkolwiek. Geraltowi śniła się piękność o kruczoczarnych włosach, Yennefer, bo to była ona, stała nad brzegiem morza. Znał te okolice, to Wyspy Skeillige, część Cintry. Wiatr poruszał jej niesfornymi kosmykami, które oplatały jej idealną twarz. Czarne oczy jak zawsze były zimne, przywodziły na myśl drzwi, których się nie powinno otwierać. W pewnej chwili podbiegła do niej dziewczynka, najwyżej dziesięcioletnia. Miała jasne włosy o niespotykanym odcieniu i wielkie, zielone oczy. Powoli, jakby niepewnie przytuliła się do czarodziejki i wyszeptała:
- Ale pani będzie ze mną, pani Yennefer, nie zniknie pani? Tak jak oni...- Zapatrzyła się smutno w wodę.
- Oczywiście, Niespodzianko. Muszę tylko coś załatwić, a potem się spotkamu. A na razie idź do wujka Craicha, razem pojedziecie do Cintry.
- Ale ja nie chcę! Chcę być z panią, pani Yennefer. Ja... ja się boję wracać. Tam będzie zło, czuję to.
- Ależ się niczym nie martw. Twoja babcia, Calanthe, nie bez powodu jest nazywana Lwicą Północy. Będziesz u niej bezpieczna.
- Dobrze pani Yennefer. Pewnie po prostu jestem zmęczona i plotę bzdury. Czarodziejka uścisnęła rękę dziewczynki, po czym w nagłym odruchu czułości przygarnęła ją do siebie i pogłaskała pieszczotliwie po włosach. Wiedźmin obudził się. Ten sen był dziwny, a przy tym taki realistyczny. Pomyślał, że to pewnie przez eliksiry i wpływ tego dziwnego miasta. Położył się na drugim boku i zasnął, tym razem już bez snów.
Rankiem rozstał się z Jaskrem na rozstaju dróg i odjechał w kierunku Zarzecza. Płotka po pobycie w stajni tęskniła za pustą przestrzenią i szła raźno. Geralt pomyślał z rozbawieniem, że gdyby mogła to pewnie by jeszce pogwizdywała. On nie miał takiego zwyczaju, ale też miał uczucie, jakby zwolniono go z kajdan. Myślał jasno i porzucił te ponure rozmyślania o swojej samotności. Miał przecież Jaskra, który znał go jak zły szeląg i potrafił przebić się przez jego maskę obojętności. Miał też Wesemira, przybranego ojca z Kaer Morhen, który tam mieszkał i każdej jesieni wyczekiwał powrotu swoich wychowanków. Chociaż zostało ich zaledwie paru. Tych, którzy uniknęli Rzezi tylko dlatego, że nie było ich wówczas w Siedliszczu. Brak nowych wiedźminów. Biały Wilk był jednym z ostatnich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz