Trzy tygodnie minęły podobnie. Krystian zauważył, że coraz lepiej idzie mu nauka, tak jakby jego umysł stał się nagle bardziej przejrzysty i sprawny. Poprawiła się też jego kondycja, więc wuef przestał być taką katorgą jak wcześniej. Przynajmniej tak było do tego dnia.
Chłopak obudził się czując ból w klatce piersiowej, z trudem łapał powietrze. Dopiero po paru minutach zdołał się uspokoić i w miarę normalnie oddychać.
„Co się ze mną do cholery dzieje?!” Wstał powoli i gdy się ubrał zszedł na śniadanie. Olek jak zwykle był w centrum zainteresowania rodziców.
Tak, idę dzisiaj na rozmowę kwalifikacyjną. Nie, wcale się nie denerwuję, jestem przygotowany, no i jestem na pewno najlepszym kandydatem.
Dobrze, że nie pożałowaliśmy na kurs dla ciebie, „a, to dlatego mam ostatnio niższe kieszonkowe, pomyślał gorzko Krystian” teraz możemy już tylko kupić ci prezent z okazji zdobycia pierwszej pracy, i to na jakim stanowisku! - matka chłopców była wyraźnie wniebowzięta.
Dokładnie, zastępca dyrektora do spraw marketingu w firmie informatycznej to miejsce dla mnie. Przecież chyba nie wyobrażaliście mnie sobie układającego towar w sklepie albo roznoszącego ulotki, jak większość moich rówieśników. To nie moje progi.
Ależ oczywiście, kochanie, i myślę, że z twoimi umiejętnościami już niedługo awansujesz, prawda? - zwróciła się do męża czytającego gazetę. Młodszy z chłopaków był pewny, że nie wiedział, o co go zapytała.
Na pewno masz rację. Krystian, rusz się!
Tak tato, już idę. - podniósł się nawet nie próbując ukryć swojej niechęci, lecz nikt nie zwrócił na to uwagi. Parę minut później rozmawiał już z Rafałem w autobusie.
Wyobrażasz sobie?! Już mówią, jakby został co najmniej właścicielem tej firmy, a on nawet jeszcze nie dostał tej pracy!
Głupi maminsynek, tyle ci powiem. Źle spałeś, jesteś blady jak jakiś wampir albo nasza matematyczka. - zaśmiał się pod nosem z własnego dowcipu.
A nie wiem, ale to nic. Co do matematyczki, to wydaje mi się, że wspominała coś o jakimś sprawdzianie, czy mi się wydaje?
Żartujesz, prawda? Na pewno, bo klasówka jest dzisiaj. Prawda? - Krystian uderzył się w czoło. Zapomniał.
Godzinę później siedział w ławce i wpatrywał się tępo w kartkę. Wiedza nagle postanowiła ulecieć z jego głowy i zostawić go na pastwę potęg i pierwiastków. Zaczął modlić się w myślach o cud. Nagle cyfry zaczęły mu się zlewać w jedno, a cały świat wirować mu przed oczami. Kręciło mu się w głowie, tak samo jak rano.
Rostowski! Co ci jest?
Słabo mi, proszę pani. Mogę wyjść na chwilę odetchnąć? - nauczycielka najwyraźniej nie była zachwycona tym pomysłem.
No dobrze, ale zaraz masz wracać i pisać klasówkę. Marciniak, idź z nim.
Rafał popatrzył na przyjaciela zdziwiony, lecz zaraz wziął go pod ramię i razem wyszli na korytarz odprowadzani spojrzeniami całej klasy. A przynajmniej tych, którzy nie wykorzystali zamieszania na ściąganie.
Kryśka, naćpałeś się czegoś czy co? Masz przekrwione oczy. Przyznaj się nikomu nie powiem.
Niczego nie brałem, weź się ogarnij. To z przemęczenia, tyle nam ostatnio dowalili, sam rozumiesz. - Rafał nie wyglądał na przekonanego, ale widząc stan kumpla nie naciskał.
Okej, jak już ci lepiej to wracajmy. I lepiej uważaj, żeby żaden nauczyciel się ci nie przyglądał, bo ich tak łatwo nie zbędziesz i zaczną coś podejrzewać. Wiesz jacy oni są. - Krystian pokiwał głową i wrócili na salę. Otępienie trochę zelżało i był w stanie napisać choć trochę. Nie liczył jednak na dobrą ocenę.
Przez resztę lekcji był zmęczony, i gdy w końcu znalazł się w swoim pokoju dziękował za to wszystkim bogom. Niestety jego szczęście nie trwało długo, bo zaraz przyszli jego rodzice wraz z Olkiem. Nieśli wielki tort czekoladowy posypany orzechami. Oznaczało to tylko jedno.
Kochanie, jestem z ciebie taka dumna. Zawsze wiedziałam, że daleko zajdziesz. Siadaj, pewnie jesteś zmęczony, a ja pokroję tort. - Olek uśmiechał się w wyższością. Mama chłopców zaszczyciła młodszego syna przelotnym spojrzeniem.
Krystian, umyj ręce i nakryj do stołu. Dzisiaj twój brat ma wielki dzień, więc się zachowuj. Zrozumiano?
Jasne. - Gdy już wszystko było gotowe zmusił się do niemrawych gratulacji, lecz myślał, że zaraz uderzy brata i zetrze mu tę minę w stylu „Nigdy nie będziesz tak dobry jak ja” z twarzy.
Gdy zobaczył kawałek ciasta na swoim talerzu, zrobiło mu się niedobrze. A przecież zawsze kochał czekoladę. Pomyślał, że to przez to, że to tort Aleksandra.
Nie jestem głodny. Chyba pójdę do pokoju.
Jak chcesz. - tata nawet na niego nie spojrzał.
„Co się ze mną dzieje, do cholery?! Czemu mi tak gorąco, czemu mam mroczki przed oczami, i czemu nie mogę nawet patrzeć na jedzenie?! Cholera!” Położył się na łóżku i prawie natychmiast zasnął. Rzucał się we śnie i krzyczał w poduszkę. Gdy mama obudziła go wołaniem na kolację, na samą myśl o jedzeniu dostał zawrotów głowy. Odkrzyknął słabym głosem, że nie jest głodny. Jego tata przyszedł dowiedzieć się, co się dzieje, lecz Krystian nie chciał z nim rozmawiać, więc odpuścił, ale widać było, że się martwi. W nocy było jeszcze gorzej, budził się i zasypiał co chwilę, piekły go oczy, a dłonie strasznie swędziały. Zaczął czuć dziwny głód, chciało mu się czegoś, ale nie miał pojęcia czego. Od zapachów chciało mu się wymiotować, czuł, jakby jego płuca miały się rozerwać, a skóra paliła. Spał tylko dwie godziny, lecz sen nie przyniósł wytchnienia, wręcz przeciwnie, miał same koszmary. Rano wpadające przez okno słońce raziło go jakby do szyby przyłożono laser, a ćwierkanie ptaków rozsadzało mu czaszkę. Jedynym pozytywem było to, że była sobota i nie trzeba iść do szkoły. Jednak Krystian nie był w stanie o tym myśleć, czuł się jak wrak człowieka. W tej chwili chciał, żeby ktoś usiadł obok i wytłumaczył, co się dzieje. Ktokolwiek. Ale nikogo nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz