Chłopak obudził się wcześnie. Nie spał dobrze tej nocy i potrzebował chwili aby przypomnieć sobie wydarzenia poprzedniago dnia. Żyletka, list, zamek, rodzice... Znak! Odruchowo spojrzał na swoją lewą rękę, gdzie widniał symbol śmierciożerców. Co on narobił?! Działał pod wpływem emocji, wściekły na dyrektora uwierzył w naiwną bajeczkę Voldemorta. Zdradził tych, którzy walczyli u jego boku. Czuł się jakby to wszystko co robił wcześniej to czyny innej osoby. Jak mógł...?
Skrzatka pojawiła się tak nagle i z takim trzaskiem, że Harry podskoczył. Małe stworzonko ubrane w szaro błękitną togę zrobiło wielkie oczy.
- Sir, ja nie chciałam przestraszyć. Ja przepraszam, ale Pan kazał zawołać i Minka musiała się zjawić. Minka przeprasza bardzo, Minka poparzy sobie uszy jeżeli sir sobie tego życzy.
- Nie, nie, już wszystko dobrze, nie musisz się karać. Po co mnie wezwano?
- Minka nie wie, ale Pan kazał to założyć żeby nikt pana nie poznał, sir.
Chłopak dopiero zauważył, że skrzatka trzyma w rękach czarne zawiniątko. Okazało się ono długą szatą z kapturem i zapięciem w kształcie węża. Szata śmierciożercy.
- Minka przyjdzie jak sir będzie gotowy, wtedy sir ma ją zawołać, dobrze sir?
- Em, oczywiście Minko. - Istotka zniknęła jeszcze głośniej niż się pojawiła. Harry miał opory przed założeniem szaty, ale doszedł do wniosku, że lepiej się nie narażać na gniew Voldemorta. Miał nadzieję, że dowie się czegoś o swoich rodzicach, albo o planach Czarnego Pana, bo gdyby nie to, dawno próbowałby uciec. Był gotowy po dziesięciu minutach. Upewnił się tylko, czy kaptur go dobrze ukrywa. Zawołał skrzatkę i razem zeszli na dół. Teraz Harry zwrócił uwagę na wystrój wnętrza. Obwieszone obrazami ściany były utrzymane w odcieniach zieleni, klamki, poręcze i żyrandole były w kształcie węży. Stało tu też wiele posągów przedstawiających czarodzieji z różdżkami w rękach, czasem również z laskami lub mieczami. Jedno trzeba przyznać, zamek był elegancki.
Gdy stanęli przed ciężkimi, rzeźbionymi drzwiami Minka ukłoniła się i zniknęła. Drzwi otworzyły się same, więc Potterowi nie zostało nic innego jak wejść. Znalazł się w podłużnej jadalni z długim czarnym stołem. Siedziało tu kilku śmierciożerców, a u szczytu, bawiąc się swoją różdżką, Voldemort. Harry ukłonił się w jego stronę.
- Ach, mój drogi, cieszę się, że już jesteś. Usiądź tutaj. - Wskazał mu miejsce po swojej lewej stronie. Jego zimny głos tak kontrastował ze słowami, że Harry zaśmiał się w duchu. Podszedł powoli i usiadł, czując się bardzo niepewnie pod ciekawskimi spojrzeniami.
- Chciałbym, abyś nie zdejmował kaptura, dopóki ci nie powiem. Zrobimy tu obecnym małą niespodziankę. - Chłopak nie był w stanie pomysleć o Voldemorcie "miły", ale musiał, choć z trudem, przyznać, że ten zachowuje się jak na razie całkiem przyzwoicie. Przynajmniej nie rzuca Cruciatusami.
- Na początek naszej współpracy, zjedzmy wspólnie śniadanie. Musisz przybrać na wadze. - Czarny Pan troszczący się o niego? Świat stanał na głowie. Ale to na pewno tylko jakaś chora gra, której zasad Harry jeszcze nie pojął.
Przed każdym pojawił się skrzat trzymający talerz z tym, na co dana osoba miała akurat ochotę. Voldemort, który własnie zabierał się za jakieś egzotycznie wyglądające owoce morza, popatrzył na talerz Harry' ego.
- Nalesniki i ogórkami? Masz trochę dziwny gust. - śmierciożercy zachichotali lekko, po czym pogrążyli się w cichych rozmowach. - Teraz do rzeczy. Zapewne dziwisz się temu wszystkiemu i żałujesz tego, co się stało, czyż nie?
- Masz rację. Jak mogłem uwierzyć w twoją bajeczkę?
- To nie bajka. Możesz w nią wierzyć lub nie, ale nie ma odwrotu. Zostaniesz tutaj do końca wakacji i zobaczysz, jak wszystko naprawdę wygląda. Jak zechesz, to potem pobiegniesz do swojego dyrektorka, ale wiedz, że nasza umowa wtedy wygaśnie.
- Grozisz mi?
- Informuję. Ale to jest tylko takie zabezpieczenie, zobaczysz, że z własnej woli tu zostaniesz. Nie jesteś Złotym Chłopcem, to ci zostało narzucone. U mnie poznasz prawdę o sobie.
- A skąd ty możesz wiedzieć jaki naprawdę jestem?
- Jesteś podobny do swoich rodziców. Ale sam mi powiedz, czy nie lubisz adrenaliny? Czy nie lubisz zwyciężać? Czy nie chcesz walczyć po właściwej stronie?
- Po twojej, mam rozumieć?
- To już kwestia twojej decyzji. Ale, jak na razie, to tak. Po mojej. I masz się odpowiednio zachowywać, pamiętać, kto tu jest władcą.
- Oczywiście, panie. - Voldemort uśmiechnął się na te słowa.
- Cieszę się. A teraz może czas na małą prezentację? Tu są tylko najważniejsi moi ludzie, reszcie powiemy później.
Harry nie zwrócił wcześniej uwagi na śmierciożerców. Po prawej stronie Czarnego Pana siedział Lucjusz Malfoy, dalej Snape, rodzeństwo Carrow oraz Arktorus Zabini, ojciec Blaise'a. Reszty nie znał, lecz zdziwiła go nieobecność Bellatrix. Z chęcią rzuciłby się na nią gołymi rękami i rozszarpał.
- Cisza. - Riddle mówil cicho, lecz natychmiast wszyscy umilkli. - A teraz chciałbym wam przedstawić mojego najnowszego śmierciożercę. Zdejmij kaptur, Potter.
Potter?! To zdawały się krzyczeć twarze milczących śmierciożerców. Byli tak zszokowani, że na chwilę znikneły maski obojętności. Harry czuł się nieco niezręcznie pod tyloma sporzeniami, a Voldemort uśmiechał się lekko.
- Dość. Lucjuszu, Severusie, Harry, zostańcie. Reszta odejść.
Czarne postacie wychodząc kłaniały się Czarnemu Panu. Po chwili w sali zostały tylko cztery osoby. Wtedy Voldemort machnął różdżką, a stół i krzesła zniknęły. Zamiast tego pojawiły się trzy obite skórą fotele oraz czarny tron. Gdy zajeli miejsca, odezwał się Voldemort.
- Severusie, jak tam nasz zastępca?
- Jak na razie nikt się nie zorientował. Zapewniłem mu zapas eliksiru wielosokowego do końca wakacji.
- Dobrze. Tobie, Harry, należy się wyjaśnienie, że jeden z moich śmierciożerców został podstawiony za ciebie. Severus ma za zadanie przekonać Dumbledore' a, że chcę cię złapać, więc nie możesz opuścić domu wujostwa. A co do ciebie Lucjuszu, to chciałbym, aby twój syn tu zamieszkał do końca wakacji. Razem z Harry' m będzie się uczył pod moim okiem.
- Tak, panie, to dla nas wielki zaszczyt.
- To wszystko, możecie odejść.
Wstali i ukłonili się z szacunkiem, po czym wyszli. Mężczyźni skierowali się bez słowa w stronę wyjścia, a Harry schodami na górę. Czuł mętlik w głowie. Z dnej strony to, w co wierzył przez całe swoje dotychczasowe życie, z drugiej to, co mówił Czarny Pan. A jego przyjaciele? Czy zaakceptują jego zmianę stron? A on? Czy będzie w stanie zabić? Jedno jest pewne. Już nic nie będzie takie samo.
Gdy zaszedł do swojego pokoju zobaczył, że dostawiono tam biblioteczkę z książkami. Większość była o czarnej magii. Jednak na najwyższej półce stały też książki o eliksirach, magicznych stworzeniach oraz roślinach. Harry wziął pierwszą z brzegu "Podstawy eliksirów" i zaczął czytać. Godzinę później stwierdził, że to nie eliksiry są straszne, tylko nauczyciel. Usłyszał pukanie do drzwi, i zanim zdążył się odezwać, wszedł przez nie Draco Malfoy.
- Zanim się odezwiesz, to wiedz, że ojciec kazał mi tu przyjść i się z tobą przywitać. Cześć.
- Cześć. Może usiądziesz?- Harry czuł się dziwnie. Malfoy najwyraxniej też, ale usiadł na łózku obok Harry' ego.
- Em, no więc mi przypadł pokój obok jakby co. A, i za dziesięć minut mamy stawić się na sali treningowej.
- Jasne, a gdzie ona jest?
- Nie wiem. myślałem, że ty wiesz. Jesteś tu dłużej niż ja.
- Od północy, no naprawdę długo.
- No dobra, skoro nie wiesz, to trudno, zapytamy się kogoś.
- Nie myślisz, że to wszystko jest strasznie dziwne?
- Niby co?
- No, nigdy chyba tak długo ze sobą nie rozmawialiśmy.
- Raz się zdarzyło, w pierwszej klasie. Gdy proponowałem ci przyjaźń, a ty ją odrzuciłeś.
- Dziwisz mi się?
- Tak, dziwię. Bo niby czemu to zrobiłeś, bo Weasley ci tak powiedział? Nie umieesz sam myśleć?
- A ty niby z własnej woli chciałeś przyjaźni? Ojczulek ci kazał.
- Cieszyłby się, ale nie, nie kazał. Chciałem cię poznać, a ty?
- No dobra, to przepraszam za tamto. Ale tyle lat starałeś się mi uprzykrzyć życie, i teraz mam się z tobą zakumplować?
- Jak na razie proponuję nie skakać sobie do gardeł. Zacznijmy może od początku. - Wyciągnął rękę - Draco Malfoy.
- Harry Potter. - Uścisnęli dłonie.
Kilka minut później, Minka zjawiła się z ubraniami dla Harry' ego, więc Draco poszedł do swojego pokoju, gdzie czekał na niego jego skrzat. Potter założył czarne spodnie i zieloną koszulę z krótkimi rękawami oraz glany. Na korytarzu spotkał identycznie ubranego Malfoya. Na rękach obu widniały mroczne znaki. Harry' ego był wyraźnie ciemniejszy.
- Kiedy? - Draco zatrzymał się na chwilę.
- Kilka godzin temu. A ty?
- W tamtym tygodniu.
Nie mówili nic więcej, jeden rozumiał drugiego. Ruszyli dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz