Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 2 stycznia 2014

3 Mroczna Prawda

W sali czekał na nich Voldemort i Snape. Chłopcy skłonili się przed pierwszym i wyciągnęli różdżki.
- Schowajcie je. Najpierw popracujemy nad waszą kondycją. Dwadzieścia kółeczek, biegiem.
spojrzeli po sobie przerażeni, bo sala była ogromna, ale zaczęli truchcikiem. Po pięciu okrążeniach dyszeli, a po dziesięciu już ledwo trzymali się na nogach.
- Nie zatrzymywać się! Jesteście w połowie!
Zacisneli zęby i biegli dalej. Zaczęli widzieć ciemne plamy pod oczami, ale nie zatrzymali się. Jeszcze tylko pięć kółek, jeszcze cztery, trzy, dwa, jedno... koniec. Obaj padli na podłogę pół żywi. Voldemort uśmiechnął się wrednie i polał ich wodą z różdżki, na co oni zaczęli się krztusić i prychać, ale byli wdzięczni.
- Wstawać, to dopiero początek! Pięćdziesiąt pompek, już!
Pot splywał po nich strumieniami gdy wykonywali pompki, brzuszki, przysiady i podciągnięcia. Harry nie mógł pozbyć się myśli, że Czarny Pan świetnie się bawi patrząc na ich wysiłki.
- No dobrze, koniec rozgrzewki. Teraz Draco, idź do Severusa, a ty Harry do mnie. snape i Malfoy odeszli na drugi koniec sali i po chwili zaczęli ćwiczyć klątwy. Harry niepewnie zbliżył się do swojego nauczyciela.
- Jak już ci wspominałem, jesteś do mnie podobny. Jednym z tych podobieństw jest umiejętność rozmawiania z wężami, czyż nie?
- Tak, panie.
- Dzięki temu darowi możemy robić rzeczy nieosiągalne dla zwykłych czarodzieji. Otóż chcę cię nauczyć rzucania zaaklęć w języku węży.
- Nie wiedziałem, że to możliwe.
- Ależ jest i to bardzo potężna magia. Są zaklęcia które można rzucać tylko w mowie węży, ale my zaczniemy od tych prostszych. Weź różdżkę.
Czarny Pan zakręcił ręką w powietrzu i znikąd pojawil się stolik z dwiema zielonymi świecami.
- Patrz uważnie. - Voldemort wyciągnął rękę i wysyczał zaklęcie Incendio. Poawił się płomyk. - Teraz twoja kolej.
Harry zrobił tak samo. Gdy wymawiał zaklęcie, poczuł w palcach takie samo ciepło, jak gdy pierwszy raz dotknął swojej różdżki. Tylko że to było potężniejsze. Wyzwolił moc, i nagle odskoczył, gdy stolik stanął w płomieniach. Zrobiło mu się słabo.
- Nie potrafisz się kontrolować. Idź odpocząć, a za godzinę masz się stawić na obiad.
- Tak panie. - Potter skłonił się i wyszedł. Nadal nie miał siły, lecz podobała mu się taka magia. Chciał więcej.
Po obiedzie, na którym nie było Voldemorta, odwiedził go Draco.
- Słuchaj Potter, profesor Snape kazał mi przynieść ci eliksir nasenny. Ja też taki dostałem.
- Po co nam one? Ja na sen nie narzekam.
- Nie wiem, ale najwidoczniej nam się przydadzą, skoro je zrobił. Pewnie coś planują.
- Może. Nie wiesz czemu Czarnego Pana nie było na obiedzie?
- Nie, ale wiesz, ktoś taki jak on ma pewnie mnóstwo pracy. No, to do zobaczenia na kolacji.
- Do zobaczenia.
Nadal czuć było między nimi dystans, ale przynajmniej nie ciskali w siebie zakleciami jak kiedyś. To już jakiś postęp. Potter wziął się do czytania i nie zauważył, jak szybko zleciał mu czas. Na kolacji Severus rozmawiał cicho z jakimś śmierciożercą, lecz kilka razy spojrzał też na Harry' ego i Draco dyskutujących o wszystkim i o niczym. Taka rozmowa była dla obu dość dziwna, ale dobrze się czuli wiedząć, że mają kogoś, kto przeżywa to samo. Po posilku Draco zaprosił Harry' ego do swojego pokoju, bo jak stwierdził, przychodzenie ciągle do kogoś jest poniżej jego godności. Na biorku stał odtwarzacz i pudełko z płytami. Harry wyjął jedną.
- Metallica? nie wiedziałem, że sluchasz mugolskiej muzyki.
- Dobrze grają. Ty Gryfonie ewnie nawet o nich nie ssłyszałeś. Jaka jest twoja ulubiona piosenka, "kociolek pełen gorącej miłości"?
- "Creeping death", jeżeli cię to interesuje.
- Serio? a słyszaleś... - Nie dokończył, bo obaj poczli przeszywający ból w lewej ręce. znaki ich paliły.
- O kurwa... - powiedzieli razem. Założyli swoje czarne szaty i zbiegli na dół do sali, gdzie wchodzili inni śmierciożercy. Ci patrzyli na nich ze zrozumieniem, wiedząc, jak boli pierwsze wezwanie, oraz szokiem, gdy zauwazali Pottera. Dołączyli do klęczących ludzi. Gdy weszli ostatni, Czarny Pan skinął na jakiegoś niskiego sługę, a ten otworzył drzwi i wprowadzil dwóch mugoli. Byli to na oko dziesięcioletni chłopcy, którzy patrzyli na wszystkich przerazonym wzrokiem.
- To taki rodzaj inicjacji. Wiecie co robić. Draco i Harry wyszli z milczącego kręgu. Obaj byli bladzi. Powoli podnieśli różdżki.
- Musicie chcieć, aby cierpieli. Przypomnijcie sobie kogo, kogo nienawidzicie i przełóżcie swoją nienawiść na zaklęcie.
Harry przypatrzył się temu, który klęczał, związany, przed nim. Przypominał mu jednego chłopaka z bandy Dudleya. Pomyślał o Dursleyach, jak go traktowali przez te wszystkie lata. Ostatnio Vernon miał kłopoty w pracy i sie na nim wyżywał.
- Nigdy więcej. - Wyszeptał. - Crucio!
Chłopak zaczął wić się z bólu u jego stóp. Na przemian krzyczał i płakał, blagając o litość oraz ksztusząc się własnymi łzami. A Harry patrzył na niego twardo bez cienia współczucia. Malfoyowi też się w końcu udało, a wrzaski obu mugoli zmieszały się, tworząc upiorną muzykę.
- Dość. - Obaj przerwali zaklęcia. - Skończcie z nimi.
Harry słyszał, jak Draco próbuje zabić swoją ofiarę, lecz mu nie wychodzi. On w tym czasie skupił się na tych, których nienawidził. Wujostwo, Bellatrix, Dumbledore. Na samo wspomnienie o dyrektorze zagotował się z wściekłości. On kierował całym jego zyciem, kłamał, żeby mieć swojego rycerzyka, przez niego zginęli jego rodzice... Wyobraził sobie, że nie patrzy na przerażone dziecko, lecz starego Trzmiela z tym jego obrzydliwym uśmieszkiem.
- Avada Kedawra! - Zielony promień wystrzelił z jego różdżki godzą jeńca w pierś. Gdy jego oczy zaszły mgłą Potter uśmiechnął się do siebie z satysfakcją. Po chwili Draco udało się dobić leżącego przed nim w kałuży krwi chłopaka. Voldemort zaśmiał się zimno, a gdy wsunęli się do kręgu śmierciożerców, zaczął przemawiać. Lecz oczy dwóch chłopaków były zwrócone nie na niego, a na dwa trupy oddzielające ich od Pana.
Gdy Harry sie umył i miał właśnie zażyć eliksir usłyszał ciche pukanie. Bez zaproszenia do pokoju wszedł Draco, ubrany identyczne jak Harry, w czarne spodenki i koszulkę.
- Mogę tu posiedzieć? Ja...
- Siadaj. - Gdy już znaleźli się na łóżku, napili się eliksiru.
- zaraz sobie stąd pójdę. Wpadłem na chwilę.
- Jasne. Jak się czujesz? - Draco był bardzo blady.
- Serio? Strasznie. Ciągle myślę o tym chłopcu, ja go musiałem dobijać, rozumiesz? Nie potrafiłem zabić szybko jak ty.
- Mi też nie jest z ty dobrze. A wiesz ci jest w tym najgorsze? Ja nie żałuję, bo wyobraziem sobie, że to Dumbledore. Ja chcę jego śmierci.
- A dlaczego? Myślałem, że kto jak kto, ale ty z dyrektorem dobrze żyjesz.
- Tak było, ale się dowiedziałem, że...
Rano chłopcy zostali obudzeni przez Minkę. Otwierając powoli oczy stwierdzili, że zasnęli w jednym łóżku. Ba! Trzymali się za ręce! Odsunęli się natychmiast od siebie.
- Tak, to ja już pójdę do siebie. - Draco, jak pierwszy raz nazwał go w myślach Harry, wcale nie był taki, za jakiego go dotąd uważał. Dziwne.

1 komentarz:

  1. Serdecznie zapraszam do zamawiania zwiastunu na :

    http://dolina-zwiastunow.blogspot.com/ - Zamów u Fravka , będzie mi bardzo miło,ponieważ ostatnio mam mało zamówień i mam parę wolnych miejsc :)

    OdpowiedzUsuń