Na śniadaniu chłopcy rozmawiali ze swoimi opiekunami, rzucając czasami ukradkowe spojrzenie drugiemu. Obaj na wspomnienie dzisiejszego ranka czuli lekkie zażenowanie.
- Potter, skup się na tym, co do ciebie mówię! Za pół godziny macie być w sali treningowej. Nie toleruję spóźnień!
- Oczywiście, panie. - Młodzi śmierciożercy wstali od stołu jednocześnie i w milczeniu udali się do swoich pokoi.
Harry przebrał się w wygodniejsze rzeczy, a na prawym nadgarstku zawiązał zieloną bandankę. Zostało mu jeszcze trochę czasu, więc postanowił poczytać trochę o transmutacji. Książka, którą wybrał była bardzo wciągająca, tłumaczyła zupełnie inaczej niż profesor MacGonagall. Nie zauważył upływu czasu.
- Potter! Natychmiast się rusz, mamy pięć minut!
- Co?!
- To co słyszysz. Biegiem, bo nie będę na ciebie czekał!
Harry zerwał się natychmiast z miejsca i obaj rzucili się szaleńczym pędem na dół.
- Mamy jeszcze minutę. Ale jeszcze raz się przez ciebie w coś takiego wpakuję, to...
- A czy ja ci kazałem po mnie przychodzić? Nie.
- A gdybyś to ty zobaczył, że mnie nie ma, to byś po mnie nie poszedł, co?
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, by w następnej wybuchnąć śmiechem. Harry chyba nigdy nie słyszał, żeby Draco śmiał się w ten sposób. Tak radośnie i szczerze. Gdy usłyszeli kroki na schodach, natychmiast spoważnieli.
- Do sali. - Rzucił krótko Czarny Pan i wszedł, nie oglądając się na resztę. W środku podzielili się jak poprzednio i przeszli do ćwiczeń. Voldemort wyczarował stolik ze świecami.
- Skup się i tym razem nie wysadź wszystkiego w powietrze.
- $Incendio$ - Tym razem pojawiło się zaledwie kilka iskierek.
- Potter, źle mnie zrozumiałeś. Magii nie należy powstrzymywać, tylko ją kontrolować. Pozwolić jej płynąć w swoich żyłach, ale nie dopuścić, aby wyzwoliła się spod naszej władzy. Spróbuj jeszcze raz, tylko tym razem skup się na uczuciu mocy w twoim ciele. No, dalej!
- $Incendio$ - Nieśmiały płomyk pojawił się na świeczce, lecz nie zgasł. Harry uśmiechnął się z zadowoleniem.
- Nieźle. Ale teraz przejdziemy do czegoś trudniejszego. - Ruchem ręki wyczarował małą czerwoną cegłę i odesłał ją na kilkanaście metrów od nich. - Przywołaj ją.
- $Accio$ - Cegła przyfrunęła do niego tak szybko, że tylko niezwykły refleks szukającego pozwolił mu się przed nią uchylić. Usłyszeli jak rozbija się ona o ścianę.
- Potter! Chcesz się tu zabić czy jak?! Jeszcze raz!
Ćwiczyli tak przez ponad trzy godziny. Gdy w końcu chłopcy dostali pozwolenie na powrót do pokoi, byli na pół żywi ze zmęczenia.
- Harry, zaczynam rozumieć twoją nienawiść do profesora Snape' a. To czyste zło.
- I ty to mówisz? Merlinie, nadchodzi koniec świata, miej nas w opiece.
- Bardzo śmieszne. Rusz się, nie mam zamiaru znowu biec na złamanie karku.
Harry przewrócił oczami, lecz poszedł do swojego pokoju. Wziął szybki prysznic, założył czarne spodnie i białą koszulkę z poszarpanymi rękawami oraz swoje kochane glany. A do tego czerwoną bandankę na rękę. Na korytarzu czekał na niego Malfoy ubrany w czarne spodnie i zieloną koszulę w cyframi 666 na plecach. Uśmiechnęli się do siebie i zeszli do jadalni. Skłonili się przed Voldemortem i usiedli obok siebie.
- Wiesz Potter, powinieneś wybrać się ze mną na Pokątną. I to jak najszybciej.
- Po co? Do rozpoczęcia roku szkolnego zostało jeszcze dużo czasu.
- Zobaczysz. Panie?
- Tak Draco?
- Czy mógłbym po obiedzie wybrać się z Harry' m na Pokątną? - Voldemort zastanowił się chwilę.
- Zgoda, ale jak wpakujecie się w jakieś kłopoty, to nie wyściubicie nosa z zamku do pierwszego września. Zrozumiano?- Harry pomyślał, że w tym momencie Czarny Pan brzmiał zupełnie jak pani Weasley. Brakuje jeszcze, żeby mówiła do nich 'kochaneczki'.
- Tak, Panie. - Draco uśmiechnął się podejrzanie.
- Co ty kombinujesz?
- Niespodziankę.
- Ej! Powiedz!
- Nie ma mowy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Gdy przez kominek znaleźli się na ulicy Pokątnej, Draco natychmiast zawiązał drugiemu chłopakowi oczy.
- Co ty robisz?!
- Uspokój się Potter, to część niespodzianki.
Złapał Harry' ego za łokieć i poprowadził kawałek dalej. Dźwięk dzwonka... schody,,, pierwszy, drugi, trzeci... próg. Światło razi w oczy po zdjęciu opaski. Błękitne pomieszczenie z mnóstwem eliksirów i kilkoma dziwnymi lustrami. Przed nim stoi niski mężczyzna w białym płaszczu. Ma jasne włosy i garbaty nos.
- Co się dzieje? Gdzie ja jestem?
- U magicznego okulisty. Nie mogę zrozumieć, czemu tu jeszcze nie poszedłeś.
- Eee, nie było okazji i w ogóle...
- Jasne. A teraz się nie ruszaj.
Okulista rzucił na chłopaka kilka czarów, a następnie kazał mu się przejrzeć w jednym z luster. Cały czas mruczał coś pod nosem.
- Dobrze, nie powinno być problemów. Proszę to wypić.
Potter z pewnym wahaniem przyjął fiolkę z przezroczystym eliksirem, ale widząc ponaglające spojrzenie Draco zdecydował się. Płyn rozlał się przyjemnym ciepłem w jego żołądku. Przez chwilę nic się nie działo i Harry zdążył pomyśleć, że to jakieś oszukaństwo. W następnej jednak poczuł delikatne pieczenie w kącikach oczu i z tyłu głowy. Odruchowo zacisnął powieki, lecz po dwóch minutach to ustało i mógł je powoli rozchylić. Świat był zamazany i lekko szary. Draco zdjął mu okulary.
- Tak lepiej, nie?
Harry widział wszystko wyraźniej niż kiedykolwiek. Uśmiechnął się szeroko.
- Ile płacę? - Malfoy zwrócił się do mężczyzny.
- Dwanaście galeonów.
- Ale Draco...
- Potter, uznaj to za prezent. Koniec kropka.
Gdy wyszli Draco poprowadził ich do sklepu z ubraniami. Tam obaj kupili sobie po kilka par spodni, kilkanaście koszul i koszulek oraz różne drobiazgi. Harry wybrał sobie bandanki w każdym kolorze jaki był. Potem znaleźli też sklep z magicznymi kuframi.
- Ale Draco, po co mi taki kufer?
- Po to, żebyś mógł w nim coś schować tak, żeby nikt się do tego nie dostał. - Potem dodał już szeptem. - Nie chcesz chyba, żeby ktoś przez przypadek znalazł twoją maskę albo szatę śmierciożercy, nie? Myśl czasem Potter.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz