Łączna liczba wyświetleń
wtorek, 28 maja 2013
Walka
Yennefer cofnęła zaklęcie, lecz nadal trzymała wiedźmina za rękę. Ten dotyk wybaczał wszystko, na nowo ich łączył. Chcieli, aby ten moment trwał w nieskończoność. Rozumieli się bez słow. Geralt spojrzał na Jaskra, który, co dziwne, taktownie udawał, że nic nie widzi. Gdy dostrzegł spojrzenie przyjaciela lekko kiwnął głową. W tej chwili ciszę przerwały krzyki siepaczy nawołujących się nawzajem do walki. Światło pochodni rozświetlało las, ostre cienie wróżyły coś złego.
Smok stał spokojnie na swoim miejscu, jakby nieświadom zagrożenia. Zamiatał tylko od czasu do czasu ogonem wokół siebie, przez co wyglądał jak pies. Geralt wyciągnął stalowy miecz, a Yennefer zaczęła szeptać zaklęcia. Jaskier natomiast wszedł na drzewo, aby stamtąd obserwować sytuację, no i dlatego, że się po prostu bał. Wiedźmin wypił duży łyk swojego eliksiru, po czym naprężył mięśnie, a oczy rozszerzyły mu się bardziej niż zwykle. Widać w nich było rządzę mordu.
Gdy nadeszli, czarodziejka odepchnęła ich zaklęciem, lecz niestety, nie dało to praktycznie żadnego efektu. Ludzie zaczęli nacierać z jeszcze większą siłą i zaciętością. Wtedy Geralt zaczął kaleczyć znajdujących się najbliżej, lecz tak, aby nie zrobić im krzywdy. W pewnym momencie razem z Yennefer zostali okrążeni. Ktoś rzucił kopią i trafił Geralta w skroń. Krew zalała mu oczy. Niemrawo złożył palce w Znak Aard, lecz nie zdążył uderzyć, został trafiony czymś twardym. Upadł.
Yennefer walczyła dzielnie, dotyk Geralta dodał jej sił. Była dobra, jej zaklęcia trafiały w twarze przeciwników. Nagle zobaczyła, że on upada. Na chwilę jakby czas się zatrzymał. A może ona naprawdę to sprawiła? W tej chwilę nie kontrolowała się, wzrok przesłoniła jej czerwona mgła. Spojrzała na tego, który rzucił oszczep, którego ręka była jeszcze podniesiona, na którego twarzy wciąż była bezmyślna brutalność. Wycelowała w niego dłoń, błysnął krwistoczerwony płomień. Eksplodował. Na trawie została tylko wypalona dziura. Ludzie stanęli wryci, przerażeni i osłupiali, po czym większa część uciekła w popłochu, wpadając na siebie nawzajem. Kilkunastu tylko, najodważniejszych, a może najbardziej szalonych, pobiegło do smoka. Lecz jej to nie obchodziło, dla niej istniał tylko Geralt. Uklękła, położyła dłonie na jego głowie i zaczęła szeptać formułki uzdrawiające. Otworzył oczy, lecz zaraz zamknął je z powrotem. Wyczerpana, padła.
Rozległ się ryk bestii. W powietrzu czuć było swąd palonych ciał.
- No, stary, budzisz się? Zaraz wyleję na ciebie wiadro wody, albo czegoś gorszego, jak tylko znajdę.- Po tych słowach jaskier z całej siły uderzył wiedźmina w twarz. I chociaż on ledwo to poczuł, to otworzył oczy. Leżał na trawie, trzymając za rękę śpiącą, czarnowłosą piękność. Obok na ognisku piekło się coś na kształt perliczek, a do drzewa uwiązana była Płotka i wesoło skubała zieleninę.
- Dobra, to wy sobie teraz pogadacie, wyjaśnicie, a ja idę nazbierać drewna na drugi koniec lasu. Nie musisz dziękować.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jaskier haha tak nazywa się mój kotek ale wracając do rozdziału to bardzo ciekawy
OdpowiedzUsuńEwelynu
"Obok na ognisku piekło się coś na kształt perliczek, a do drzewa uwiązana była Płotka i wesoło skubała zieleninę" zdanie jest niepoprawne gramatycznie. zamiast "i" powinno być "która". poza tym, nie wydaje mi się, żeby smok wyglądał jak pies. i to koty jak przysypiają machają ogonem ;D a i "Po tych słowach jaskier z całej siły uderzył wiedźmina w twarz" napisałaś Jaskier z małej. to tyla, nie mam się do czego już przyczepić ^^
OdpowiedzUsuńbardzo interesująca akcja. na początku myślałam( jak nie doczytałam do końca), ze Gerald umrze, ale na szczęście tak sie nie stało.
OdpowiedzUsuńMonika:)